Zakupu tego produktu nie planowałam. Przeglądając stronę internetową marki Lush o wiele bardziej zainteresowały mnie ich inne maseczki których nazwy dokładnie zapisałam w telefonie. Jednak kiedy już trafiłam do sklepu marki, ekspedientka doradziła mi zupełnie inne produkty. Jako, że opowiedziałam jej o moich doświadczeniach z maseczkami i czyścikami Lush, a ona wciąż podtrzymywała swoją opinię nie pozostało mi nic innego jak jej posłuchać, zaryzykować i wybrać to co mi poleciła. Nie żałuję swojej decyzji, produkt sprawdza się genialnie. Ma bardzo ciekawy skład bo zawiera m.in:
–glinkę multani mitti– która oczyszcza, stymuluje cyrkulację krwi, wybiela(zmiany potrądzikowe) i wyrównuje koloryt, ma działanie bakteriostatyczne
–kaolin-oczyszcza-eliminuje zaczerwienienia, poprawia koloryt skóry, stymuluje naturalny proces regeneracji
–olej migdałowy-natłuszcza, łagodzi stany zapalne, wyrównuje koloryt, zmiękcza i wygładza skórę
-olejek lawendowy-reguluje pracę gruczołów łojowych, zapobiega powstawaniu blizn, ma działanie bakteriobójcze
Gdzie i za ile
Produkt kupiłam stacjonarnie za 10.45 euro.
Opakowanie
Charakterystyczne dla marki, czarne pudełeczko. Wygodne w użytkowaniu.
Zapach i konsystencja
Zapach tej maseczki mnie oczarował, jest świeży, ziołowo-lawendowy, intensywny. Konsystencja również przypadła mi do gustu. Jest gęsta jednak na tyle kremowa, że bardzo łatwo rozprowadza się na skórze. Ma widoczne i wyczuwalne migdałowe drobinki.
Nakładanie
Maseczkę ze względu na naturalny skład należy przechowywać w lodówce co sprawia, że podczas nakładania jest bardzo zimna. Zapewne jest to świetne uczucie… ale latem. W zimniejszych dniach pierwsze sekundy nakładania maski na skórę twarzy nie należały do przyjemnych. Chociaż na skórę taka chłodna warstwa działała niezwykle kojąco. Maseczkę nakładałam co drugi dzień, na wilgotną cerę i zostawiałam na 5-10 minut. Następnie zmywałam ją unikając tarcia, jedynie raz lub dwa w tygodniu zwilżałam delikatnie dłonie i wykonywałam szybki ale delikatny piling. Jednak tak jak przeczuwałam maseczka nie przekonała mnie do powrotu do ziarnistego złuszczania naskórka.
Działanie
Już po pierwszym użyciu, cera była ukojona, wygładzona i sprawiała wrażenie odświeżonej. Podczas regularnego stosowania co drugi dzień efekt ten udało mi się utrzymać. Podoba mi się to, że po jej zmyciu nie odczuwam konieczności nakładania kremu(często stosuję zasadę bezkremowych nocy Dr Hauschki), po zastosowaniu standardowych glinek produkt nawilżający to konieczność. Jestem bardzo zadowolona z działania.
Wydajność
Zadowalająca
Skład:
Agar Agar Gel, Kaolin, Honey, Fullers Earth, Glycerine, Almond Oil, Ground Almond Shells, Ground Almonds, Lavender Oil, Chlorophyllin, Geraniol, Limonene, Linalool, Fragrance.
Podsumowanie
Kolejny raz Lush mnie nie zawiódł, składniki ich maseczek są proste i łatwo je odtworzyć w domowych warunkach. Jednak kiedy to robię, ich działanie nie jest już takie spektakularne. Dlatego wciąż wracam do ich produktów. Love Lettuce jest maseczką godną polecenia szczególnie osobom które posiadają tłustą, wymagającą skórę. Pomimo, że sama mam cerę wrażliwą i skłonną do podrażnień to właścicielkom cer o podobnych problemie zalecam ostrożność, olejki eteryczne lubią podrażniać. Jedyną rzeczą która mi trochę przeszkadza są zmielone migdały. Obecnie nie mam żadnych niespodzianek, ale i tak mnie nie przekonują czasami miałam wrażenie, że były za mocne dla mojej cery. Jeśli macie jakieś niedoskonałości na twarzy to musicie uważać, ewentualnie stosować produkt tak jak zazwyczaj ja to robiłam czyli bez masażu. Jednak mimo wszystko maseczka spełnia moje wymagania w stu procentach.
Stosowałyście kiedyś świeże maseczki tej firmy? Jakie są Wasze typy?
Lubię Lush choć akurat tego nie znam. 🙂
Kolejna maseczka z Lush, którą zapisuję na listę tych do koniecznego przetestowania 🙂 Bardzo zainteresowało mnie jej skuteczne działanie. Im częściej natykam się na recenzje maseczek Lush tym częściej mam wrażenie, że po prostu wszystkie ich produkty są trafione. Słyszałam, że równie dobrze spisuje się ta z owsem, ale to wszystko zależy od potrzeb naszej cery 🙂
No właśnie ja miałam ochotę na owsianą ale osoba pracująca w tym sklepie mi ją odradziła. Borówkowa świeża maseczka również bardzo dobrze (o ile nie lepiej) się sprawdzała tylko, że ma dyskusyjny talk w składzie. Ale tak jak mówisz wszystko zależy od potrzeb skóry.
Ja mam długą listę produktów do przetestowania:D już nie mogę się doczekać kolejnych zakupów:)
Oj chętnie bym ją wypróbowała gdyby była możliwość;)
Nice post !
I like your blog !
produkty Lush bardzo kuszą i mam nadzieję, że kiedyś będę miała okazję jakiś sprawdzić na sobie 🙂
Maseczka wygląda na świetną, jednak akurat ta nie dla mnie. Moja cera normalna, z tendencją do suchej.
Ale zdjęcia cuuuudne, nie mogę się napatrzeć :))
Pozdrawiam serdecznie, Agness:)
Teraz jestem jeszcze mega zabiegana ale latem zrobię kilka domowych wersji kosmetyków Lush 🙂
kocham lusha, doslownie jestem od niego uzalezniona <3
Uwielbiam kosmetyki z tej firmy ale tej maseczki jeszcze nie miałam. Twoje wspomnienie o samym zapachu zachęciło mnie bardzo do jej zakupu 🙂 Miłego weekendu!
Kusi mnie Twoja recenzja. Zwł. glinka, która jest w składzie. Może powinnam nabyć? :)) Pozdrawiam cieplutko 🙂
Multani mitti? U niektórych działa cuda, u mnie natomiast lepiej sprawdza się kaolin. Ale polecam spróbować obydwu zwłaszcza, że cena nie jest wygórowana:)
Pozdrawiam
marzę o tej masce, usycham do niej 😀